Dawko - 2008-07-27 22:15:33

Wprawdzie jest to tekst z  forum nikona ale bije z niego prawdziwa prawda. Polecam pewne przemyślenia doświadczonego fotografa , z dosc dużym bagażem dobrych zdjęć.

Swoją świadomość fotograficzną, ciągle nikczemnie małą, zainicjowałem z maleńkim, srebrnym aparatem marki premier – ówczesnym szczytem marzeń (3,2 mp). Zastąpił go fuji s7000. Później wdepnąłem w lustra, cztery, ile to lat nieszczęścia?

Pierwsze aparaty generowały „ładne zdjęcia”, byłem szczęśliwy, ale apetyt rósł i zaowocował zakupem d50 – po wielotygodniowej szamotaninie wewnętrznych głosów Nikon vs Canon, lekturze tysięcy tekstów, pogorszeniu wzroku, rozkrajaniu na atomy sampli, porównywaniu, wróżeniu z fusów, oczekiwaniu na podpowiedzi w snach zmarłych krewnych, przeglądaniu się z aparatem w sklepowej witrynie „który do mnie pasuje bardziej” - wybrałem nikona, który jednak, jak grzmiały ze stron internetowych tysięczne ostrzeżenia miał SZUMIEĆ BARDZIEJ NIŻ CANON. Pisali o tym wszyscy; canonierzy z satysfakcją, kpiną i wzruszeniem, nikoniarze z kompleksem. Tak, czy inaczej – wciągnąłem się w wir spekulacji – spotykałem się z ludźmi, porównywałem te same kadry i zamartwiałem się, bardzo, aż ponoć z tych trosk schudłem. Nie najlepiej było także z ostrością – miękko, za miękko, mięciutko. Jak ostro mieli koledzy z D70, jak bardziej prestiżowo, i jak więcej w dłoni, z osłoną, ze świecącym LCD. Zacząłem pracować, było mnie stać – zmieniłem D50 na D70s. Po czterech dniach koszmarnych mąk, wzmożonej potliwości, nerwów napiętych jak gumki procy – postanowiłem go sprzedać. Powód był prosty: cholerne szumy! Wracać do D50 – eee, nie warto, nie można, niehonorowo. Pożyczka – zamówienie – zakup: D200. Czy jest różowo? Jest różnie. Słabo na wysokich czułościach: w cieniach smoliście, tęgie ziarno. W międzyczasie, towarzysząc mi i dzieląc wszystkie troski, bakcyla, ale zdecydowanie mniej szkodliwego niż ja, połknęła moja narzeczona. Kupiliśmy D50. Mamy teraz dwa aparaty, które dobrze się uzupełniają – kompaktowy d50 (niemal pozbawiony szumów ) i majestatyczny, ale szybki i funkcjonalny d200.

Po co to wszystko piszę? Nie po to, by się chwalić. Żeby ostrzec, żeby podpowiedzieć, żeby nawrócić.

Porównując sprzęt, czytając o jego funkcjonalności setnie więcej niż potrzeba, przeglądając setki analiz i porównań, nałogowo czytając każdy post na forum, do niektórych wracając kilkukrotnie – nauczyłem się ogromnie dużo, prawie wszystko co umiem na poziomie „technique”, ale i straciłem morze czasu, zaniedbałem wiele spraw. Odpuściłem czytanie i naukę zasad kadrowania, kompozycji, pracy z oświetleniem, wykorzystywania źródeł światła. W swojej pysze myślałem, że to się po prostu „ma”. Nieprawda, sama „iskierka”, nawet jeśli się ją ma, nie wystarczy.

Pojawiła się dla mnie możliwość dodatkowej pracy w charakterze fotografa – spełniło się moje marzenie. Tyle tylko, psiakrew, że ja więcej wiem, niż umiem. Pięćdziesiąt razy więcej czasu spędziłem przed komputerem niż z aparatem w dłoni, ogromna część zdjęć, jakie zrobiłem, to nie są „próby”, ale „testy”. TO JEST CHOROBA. Testujcie nie więcej niż trzeba, więcej próbujcie: kadrów, sytuacji, świateł, uczcie się.
Teraz nadrabiam stracony czas, przeglądam galerie mistrzów, chłonę książkę za książką, uczę się pracy z lampą, tak, żeby wszystko było dla mnie przewidywalne. To jest wartościowa inwestycja.